Psychosomatyka a biznes
Jak nasze emocje związane z pracą, życiem zawodowym wpływają na nasze zdrowie.
Dlaczego piszę o psychosomatyce w kontekście biznesu?
I co ma jedno do drugiego? – z pewnością zapytasz.
Już spieszę wyjaśnić.
Przede wszystkim psychosomatyka to nauka o wpływie emocji na nasze zdrowie.
Nasza praca, biznes, firma tak naprawdę to najbardziej różnorodny, intensywny i absorbujący obszar naszego życia, naszego dnia. W ciągu, czasami i jednego dnia wiele „rzeczy” doświadczamy w naszej pracy: walczymy, jesteśmy pokonane, wygrywamy, poddajemy się, spinamy się, rozluźniamy. Doznajemy entuzjazmu i wiatru w skrzydła, a zaraz potem te skrzydła nam podcinają. Czasami płyniemy po spokojnym morzu, gdzie jest dobra widoczność i przewidywalność. Innymi razami jesteśmy unoszeni na wysokiej burzowej fali, a dookoła panuje ciemność, nie widać horyzontu, a niebezpieczeństwo czuć w powietrzu.
Życie biznesowe, to związane z pracą bardzo nas absorbuje i dostarcza często skrajnych doświadczeń.
Te doświadczenia nasz organizm przekształca, tłumaczy na swój język, czyli język emocji.
Każda emocja, jaka powstaje w naszym organizmie, a powstaje w sposób naturalny, jako reakcja na zdarzenia w jakich bierzemy udział. Tak więc, każda emocja, jaka powstaje w naszym ciele jest odczytywana przez nasz mózg, a dokładnie nasze podwzgórze, hipokamp, jądro migdałowate. Podwzgórze produkuje w odpowiedzi na emocję odpowiednie białko i wysyła je z odpowiednią informacją, np. zagrożenia, niebezpieczeństwa, strachu etc. do odpowiedniego organu w naszym ciele. Ten organ w odpowiedzi zaczyna produkować i wydzielać odpowiednie substancje zwane hormonami lub neuroprzekaźnikami, które z krwią dostarcza do wszystkich komórek ciała.
Sprawa dość prosta i jasna, prawda? Więc po co się o tym rozpisywać?
Rozpisuję się o tym ponieważ hormony to bardzo mocne, potężne substancje, które mogą „góry przenosić”, oczywiście kiedy te góry są do przeniesienia. Niestety w naszej pracy codziennej, w naszej codzienności gór nie przenosimy co najwyżej teczki, ale one takiej siły nie wymagają.
Dzięki hormonom możemy zabić, udusić gołymi rękoma samego tygrysa ale szefa czy klienta już nie będziemy ani zabijać ani dusić.
No więc co się dzieje z całą silą, mocą hormonów jeśli ich nie zużyjemy?
A więc pozostaje ona „utkwiona” w naszym ciele, w naszych organach, jeśli nie została zużyta po to do czego hormony zostały wyprodukowane czyli do walki, ucieczki lub przeniesienia tych przysłowiowych gór. Pozostaje „zamrożona” w ciele na bardzo długo ponieważ rozpad hormonów trwa bardzo długo.
Jak ten proces wygląda w praktyce?
Weźmy przykładowo zwykły dzień (nie taki, kiedy budzisz się już zamartwiając się o pracę), kiedy mniej więcej spokojnie wchodzisz do pracy. I dowiadujesz się, że jesteś niespodziewanie wezwana na rozmowę do szefa za 4h.
Wezwanie = niepewność = zagrożenie – tak wygląda schemat, jaki uruchamia się w naszym organizmie.
Zaczynasz się trochę niepokoić, denerwować. Mentalnie robisz „rachunek sumienia” zastanawiając się co Cię może czekać na tej rozmowie. Po co w ogóle ta rozmowa. W Twoim organizmie zaczyna wydzielać się adrenalina i kortyzol czyli hormony odpowiedzialne za atak lub ucieczkę.
Pojawiają się myśli, że nie jest źle i ma co się martwic. Starasz się udawać beztroskę, a w najlepszym razie normalność przed koleżankami. Ale ścisk w gardle, w brzuchu czy żołądku rośnie i coraz mocniej się zakleszcza jednak ukrywasz go skutecznie nawet sama przed sobą.
Może oddychasz, tak często uczą i zalecają – „oddychaj!”. Oddychasz ale ścisk wraca jak tylko skończysz oddychać.
Jednym słowem doświadczasz stresu.
Stres jest bardzo ważnym doświadczeniem w naszym życiu – to dzięki niemu (i kortyzolowi) wstajemy rano, podejmujemy działania dnia codziennego. Problem jest w tym, że stres i kortyzol utrzymujemy za długo i na za wysokim poziomie w naszym współczesnym życiu, a te 4h czekania na rozmowę z przykładu, bycia w niepokoju to niestety jest dłuższy czas.
Takie utrzymywanie się w napięciu albo przynajmniej nakręcanie się wystarczy do produkowania kortyzolu. Kiedy przez dłuży czas kortyzol jest dostarczany do komórek naszego ciała niszczy te komórki.
Adrenalina i kortyzol potrzebują ruchu, działania, aby się „zużyć” – czyli w naszym przykładzie wymagają wpadnięcia do biura szefa /klienta uduszenia go albo przynajmniej nawrzeszczenia na niego. Ale tego nie robisz (i dobrze, nie mam intencji namawiania Cię do takich posunięć) tylko siedzisz „spokojnie” przy biurku i robisz swoje, albo rozmawiasz z koleżankami popijając kawę czy herbatę, a w twoim wnętrzu wrze.
Adrenalina i kortyzol w takich warunkach „nie zużywają” się tylko ….. atakują to co mają, czyli komórki jakiegoś organu, które prawdę mówiąc są „bogu ducha winne”.
W końcu nadchodzi czas rozmowy i nawet jeśli ta rozmowa skończy się przyjaźnie, a być może nawet awansem czy podwyżką – to te 4 godziny zrobiły już swoje – osłabiły twój organizm, narządy wewnętrzne, komórki. I to tylko po 4 godzinach, a co jeśli fundujesz sobie taką huśtawkę codziennie i to przez 24 godziny na dobę?
Każdego dnia osłabiasz się.
To osłabianie się na początku przyjmuje formę zmęczenia, bezsenności, wewnętrznego napięcia albo do wrażenia, że w ogóle nie jestem zmęczona, że mogę działać /pracować 24 godziny na dobę.
Z czasem dochodzą do tego różnego rodzaju bóle, klucia, zapalenia.
To jest to smutne, ciemne oblicze naszej codzienności i wydaje się, że nie ma to ratunku ani rady.
Więc teraz trochę o naszym organizmie – jest on najcudowniejszym, najbardziej wydajnym, wytrzymałym, doskonałym i niezużywającym się mechanizmem. Tylko …. potrzebuje mieć możliwość do regeneracji. A regeneruje się w ciszy i spokoju.
Regeneruje się kiedy nie musi się relacjonować z innymi (tak fizycznie jak i wirtualnie), trawić czy wydalać.
Potocznie uważamy, że regenerujemy się kiedy siedzimy już po pracy przed TV z nogami na stole zajadając pyszności i kiedy nikt nam nie przeszkadza. Jednak nawet taka „bezczynność” jest wysiłkiem dla naszego organizmu i nie stwarza, ani przestrzeni, ani warunków do regeneracji (a tu już wchodzi logika – jeśli organizm się nie regeneruje to zacznie nawalać, co potocznie nazywamy chorobą i chorowaniem w całym swoim spektrum od kaszelku, czy katarku przechodząc przez grypy, zapalenia różnego rodzaju, a kończąc na marskościach, stanach zapalnych, niewydolnościach czy chorobach przewlekłych).
Co więc robić?
Przede wszystkim należy przeżyć wszystkie emocje jakich doświadczamy, które są w nas. A przeżyć to znaczy poczuć je i wyczuć do końca. Nie tylko pomyśleć „jestem przestraszona”, „czuje złość”, „czuje strach” etc. tylko ten strach, niepewność, złość trzeba poczuć z całym bólem, który w sobie zawiera. Trzeba pozwolić wyjść tym emocjom za każdym razem i każdego razu kiedy się pojawią. Tą prostą praktyką przerywamy nadawanie sygnałów zagrożenia z ciała do mózgu i vice versa.
Pytasz na pewno, jak to zrobić?
A więc siąść i poczuć. Siąść i pozwolić sobie poczuć.
Kiedy emocje są silne wtedy możemy stosować techniki:
– zwijanie ręcznika;
– kocówę;
– płacz etc.
Ja osobiście po tym rozładowaniu mocnych, silnych emocji namawiam do stosowania Integracji Emocjonalnych.
Nauczono nas, że emocje są „złe” i że do niczego nam nie służą, że to słabość. Jednak coraz więcej badan naukowych skupia się właśnie na wpływie emocji na nasze zdrowie. Coraz lepiej poznajemy emocje i to do czego nam służą, jaką funkcję spełniają w naszym życiu, w naszym organizmie.
Dlatego warto „odczarować” emocje i zobaczyć je, jako informacje o tym co jest ważne dla mnie tu i teraz. Warto poznać swoje emocje, bo one niosą informację o nas samych.
Poczuć swoje emocje to pierwszy krok do wolności – do wolności od nacisków z zewnątrz. Ponieważ kiedy obejmujesz, poczujesz swoje emocje zaraz po tym, jak dostaniesz wezwanie na rozmowę (nasz przykład) to te 4 godziny przeżyjesz w spokoju. Kiedy inni będą Cię atakować, krytykować, naciskać będziesz mieć w sobie przestrzeń, spokój na spokój i te naciski będą tylko dążeniami Twego rozmówcy a Tobie nie będą czynić krzywdy. Będziesz mieć w sobie zgodę na niewalczenie, nieudowadnianie etc. Będziesz mogła trzeźwo odpowiadać na zadawane pytania, wytaczane argumenty. Kiedy przemówisz to przemówisz z miejsca spokoju, pewności i jasności – bo emocje „nie zleją Ci mózgu”.